sobota, 17 października 2015

Rozdział 1 - Forlinons

Witajcie ziemianie! *uzależniona od tego tekstu* XD Nie mam pomysłu na wstęp więc... zapraszam do czytania!
____
 Kilka godzin potem, Elizabeth wysłała ją na zakupy. Musiała pójść kupić lekarstwo i chleb, bo się skończył. Zanim Emily wyszła, troskliwa matka pocałowała ją w czoło. Brunetka się zarumieniła i otworzyła usta, by coś powiedzieć. Ale ostatecznie się powstrzymała ponieważ kobieta była chora, a na dodatek na co dzień wrażliwa aż do bólu, nie chciała sprawiać jej problemów. Żadnych.
 Przebrała się w niebieskie dżinsy i białą koszulkę z koronkami. Na ramiona założyła kremową kurtkę z paskiem na biodra. Na nogach miała żółte adidasy.
 Wychodząc z domu, wzięła jeszcze parasol, gdyż padał deszcz. Szybko podbiegła w stronę niebieskiego auta. Wsiadła do niego. Zapaliła samochód i ruszyła.
 Będąc w połowie drogi, zauważyła zielonego groszka, auto bardziej stare. Brunetka lubiła takie rzeczy, przez co większość uczniów ze szkoły uznawało ją za dziwną.
 Chodziła do trzeciej klasy liceum. Miała zamiar następnie pójść na historyka. Kochała historię Polski, mimo, że nie mieszkała w tym kraju.
 Nagle wszystkie auta stanęły. Emily przeklęła cicho.
- Cholera... Dlaczego w takim momencie?! - powiedziała głośniej. Obiektem problemu był ogromny tir, który z niewiadomego powodu zablokował całą drogę. Ludzie jeden za drugim wychodzili z samochodów.
 Jednakże Emily zwróciła uwagę na parę wychodzącą z zielonego auta. Przyjrzała się nim bliżej. Kobieta stykała się ramionami z mężczyzną. Jej włosy były bardzo krótkie i fioletowe. Ubrana jest w czarny strój składający się z ciemnego płaszcza oraz spodni. Z kolei mężczyzna miał rozczochrane, brązowe oraz nawet trochę dłuższe włosy od jego towarzyszki. Jego strój był prawie taki sam co jego koleżanka.
 Kobieta odwróciła się w stronę Emily. Ich wzroki się spotykały. Na oczach miała przyciemniane okulary, mimo, że na niebie nie można było zobaczyć nawet promyku słońca.
 Licealistka postanowiła się im przyglądać. Lecz potem była świadkiem tragicznego zdarzenia.  Kobieta podeszła do najbliższej osoby. Chwytając małą dziewczynkę za włosy, przyłożyła pistolet do główki dziecka. Ubrana była w zielone getry w kwiatki i biały sweter, włosy miała rozpuszczone.
 Tajemniczy mężczyzna udusił dwóch ludzi. 17-latka przestraszyła się, widząc ciała zamordowanych. Nie wiedziała już co robić. Przełknęła ślinę i zakryła uszy dłońmi. Wszędzie słyszała hałas. Nawet po zakryciu rękoma narządu słuchu. Instynkt mówił jej: "uciekaj"!
- Nie... - szeptała. - Mama zawsze mówiła: "Nigdy nie zostawiaj innych w potrzebie"! - przypomniała sobie słowa matki. Chciała wyjść z auta i ochronić dziecko. Ale wiedziała, że nie wygra sama, na dodatek bezbronna. Zmarszczyła brwi. - Ellie... Dziewczyna ze snu... Miała przy sobie coś, co chciała chronić... Cholera! - przeklęła. - Czemu teraz o tym myślę?!
 Nie wiedziała kompletnie co robić. Po dłuższej chwili, zorientowała się, że walkę i kobietą podjął blondyn. Mimo, że nie wyglądał w ogóle na silnego. Był wychudzony i blady. Jego oczy tryskały energią. Ubrany był tylko w białą koszulkę z krótki rękawami oraz niebieskie, luźne dżinsy.
 Nieznajomy uderzył kobietę w brzuch. Ta złapała się za obolałe miejsce, tym samym puszczając dziewczynkę. Szafirowo-oki delikatnie odsunął małą. Następnie spojrzał na przeciwniczkę. Oczu nie miała już zakrytych okularami. Odcień tęczówek był czerwony jak krew. Patrzyli na siebie wzrokami pełnymi nienawiści. Kobieta zaatakowała kopniakiem celując w brzuch, lecz blondyn odparł ten atak rękoma. Odskoczył parę metrów dalej.  Gdy tak Emily się bardziej przyjrzała tej walce, to on tylko unikał ciosów i się bronił. Można było zobaczyć, że dziewczyna była już zdenerwowana nim.
 - Co on wyprawia? - zaśmiała się żałośnie. - Kim w ogóle jest pani Czarna i Zielony? - postanowiła jakoś nazwać tajemnicze postacie. Po paru minutach Zielony przystanął. Czarna wiedziała, że ma szansę na atak. Ale powstrzymała się, widząc dziwną, niebieską kulę nad ręką chłopaka. Szepnął coś, a kula się powiększyła do rozmiarów miasta. Minęła tylko chwila aby Emily była świadkiem przerażającego zniszczenia miasta. Wszystkie budynki się walały jak klocki lego. Ludzie mogli tylko uciec. Brunetka także chciała to uczynić, lecz poczuła na sobie jakiś ciężar. Były to gruzy pewnego domu. Po jej ciele płynęły stróżki krwi. Gdy miała już stracić przytomność, spróbowała się wydostać. Syknęła z bólu i zamknęła oczy. Po policzkach spływały łzy. Przypomniała sobie o matce. Mogła zginąć. Zielono-oka nie chciała przyjąć do siebie tej myśli. Bez skutku próbowała wydostać się w celu uratowania bliskich.
 Nagle, czując ulgę, ujrzała Zielonego. Rozszerzyła szeroko oczy. On podniósł wszystkie gruzy po kolei i odrzucił. Spojrzał na Emily spokojnym wzrokiem.
- Możesz wstać? - Pyta po chwili.
- Oczywiście, że nie... Moje nogi zostały zmiażdżone... - wyszeptała. Chłopak ją, swoimi silnymi ramionami, podniósł.
- W takim razie zaniosę cię. - jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć.
- Gdzie? - odezwała się ochrypłym głosem.
- Do szpitala. - odpowiedział. Szli, a raczej szedł, w milczeniu. Ujrzeć można było tylko zniszczone budynki.
- Ale... - przełknęła ślinę. - Ta moc zniszczyła wszystko w tym mieście... - stanął chwilę.
- Masz rację. - delikatnie odłożył ją na bok. Z kieszeni wyciągnął białą kredę. Metr dalej od niej zaczął rysować okrąg a wokół niego trójkąty. Emily przypominało jej to słońce.
 Gdy skończył swoje dzieło, zaczął szeptać jakieś słowa w innym języku.
- Gateway at rydde land... Luk op! - były to słowa w języku duńskim, które oznaczały: "Wrota do jasnej ziemi... Otwórzcie się!"
 Chłopak podszedł do 17-latki. Ponownie ją podniósł i szybkim krokiem poszedł pod okrąg. Z bliska otaczała go niebieska aura.
- C-czekaj! - przeraziła się. - Co to jest?! - nie odpowiedział. Po prostu wszedł w okrąg z Emily. Następnie zniknęli z rysunku...
 W tej chwili znajdowali się w czarnej, pustej przestrzeni. Pod nimi nie było żadnego podłoża. Unosili się.
- Co to ma być?! - krzyknęła do nieznajomego. - Kim ty, do cholery, jesteś?!
- Ja? - odezwał się po chwili. - Mów mi Forlinons.
________
Ok! Rozdzialik skończony :3 Do zobaczenia i do następnego! ^^

2 komentarze:

  1. Trochę dziwne i specyficzne opowiadanie. Niezbyt dobrze mi się czyta przez to, że zdania są dziwnie napisane. Nie wiem właśnie jak to określić...
    Weny, czasu i sprawnego kompa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra! xd Zeref, zgadzam się z Tobą! Nie potrafię pisać ;-; xd
      Z: Zaraz się rozpłaczesz...
      Nieprawda!
      Mniejsza... Cieszę się, że wreszcie mój blog został przez kogoś zauważony, oprócz rodziców :') xd Dziękuję po raz kolejny za komentarz :)
      Pozdrawiam

      Usuń